poniedziałek, 7 grudnia 2015

Komentarz z internetu...

Komentarz z internetu....
"15 lat temu stoczyłem przed sądem batalię o opiekę nad dzieckiem. Na pierwszej rozprawie z uwagi na chorobę matki (padaczka) sąd ustalił miejsce pobytu syna przy mnie do czasu finalnego rozstrzygnięcia sprawy. Nie utrudniałem matce kontaktów z synem, sąd ustalił jej wizyty trzy razy w tygodniu, ale mogła przychodzić kiedy tylko chciała, pod warunkiem że da wcześniej znać. Podczas jednej z wizyt, gdy ja byłem w pracy, a syn był pod opieką moich rodziców jego matka przez okno po prostu z nim uciekła. Pod moim domem czekali w samochodzie jej rodzice w samochodzie. Pierwsze co pojechałem na policję. Z funkcjonariuszami pojechał do miejsca zamieszkania matki syna ale ci mogli ją tylko pouczyć jak się okazało. Powiedzieli jej że powinna dziecko oddać na co ona się tylko roześmiała. Pojechał do sądu. Sędzia powiedział mi że nie może nic zrobić, mimo że sąd ustalił miejsce pobytu dziecka przy mnie. Po dwóch tygodniach udało mi się dziecko wyrwać z jej łap na własną rękę. Bez pomocy sądów, policji. Przez te dwa tygodnie ani razu nie widziałem dziecka bo jego matka mi na to nie pozwalała. Ciekawe czy w odwrotnej sytuacji sąd i policja też by rozkładali ręce i mówili - "my nic nie możemy". Jak widać na przykładzie opisywanym w artykule, raczej nie. W Polsce prawa ma tylko matka, ojciec - nawet kochający swoje dziecko, któremu matka na każdym kroku utrudnia z nim kontaktów - jest tylko maszynką do robienia kasy. Ma prawo (i obowiązek) tylko do płacenia alimentów. Mi na szczęście sprawę o dziecko udało się wygrać, ale ilu ojców może liczyć w polskim sądzie na sprawiedliwość?"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zapraszamy do komentowania!